Człowiek szuka pomocy lekarza, terapeuty, gdy doświadcza cierpienia, z którym sam nie potrafi sobie poradzić. Gdy wszystkie dostępne mu sposoby uśmierzania bólu już nie wystarczają, zwraca się o pomoc do specjalisty. Decyzja żeby szukać pomocy, jest nie tylko przejawem troski o siebie ale także jest przejawem dojrzałości wewnętrznej, odpowiedzialności za siebie i za innych. Wszakże nie jesteśmy samotnymi wyspami.
Najczęstszym i najbardziej dotkliwym powodem emocjonalnego, a co za tym idzie także fizycznego i duchowego cierpienia człowieka, jest brak miłości. Człowiek został stworzony do bycia w relacji. Aby mógł przeżyć, potrzebuje wieloletniej więzi z opiekunem, opartej na opiece dającej poczucie bezpieczeństwa, zarówno fizycznego jak też psychicznego. Tylko w atmosferze troski i bezpieczeństwa dziecko może się harmonijnie rozwijać.
Żyjemy w czasach samotności. Technika przekracza odległości i czas, komunikujemy się ze sobą szybciej niż kiedykolwiek, a jednocześnie doświadczamy coraz większego osamotnienia. Częściej przebywamy w rzeczywistości wirtualnej niż w realnych relacjach. Coraz więcej pracujemy, jesteśmy coraz bardziej zmęczeni. Coraz więcej osób trafiających do gabinetu psychoterapeuty, skarży się na samotność. Jest to zarówno samotność osób niebędących w związkach, jak i będących w relacjach, nawet w wieloletnich małżeństwach, czy w parach. Ludzie nie rozmawiają ze sobą, nie komunikują własnych potrzeb, ponieważ albo sami tych potrzeb nie dostrzegają, albo zamykają się w swoim bólu i wycofują z relacji. Dlatego nie mogą otrzymać wsparcia. To powoduje nieporozumienia, rozluźnienie więzi i pogłębia samotność.
Każdy człowiek jest istotą zranioną, ponieważ każdy w swoim życiu doświadczył jakiegoś braku miłości. Przychodzimy na świat w konkretnej rodzinie, w której panują określone zasady dotyczące poglądów, wartości, wzajemnej komunikacji, bliskości. Otrzymujemy miłość oraz doświadczamy frustracji i zranień. Sposób w jaki traktują nas rodzice staje się naszym własnym sposobem traktowania siebie. W oczach opiekunów przeglądamy się jak w lustrze. To od nich uczymy się jak traktować siebie: jak dbać o własne ciało, jak przeżywać emocje i w jakim kierunku podążać, aby nasze życie miało cel i sens. To od rodziców dowiadujemy się jaki jest świat i co myśleć o innych ludziach. Schematy myślenia wyniesione z domu, stają się naszymi własnymi schematami myślenia.
Brak miłości, którego doświadczyliśmy od naszych rodziców, a także sposób, w jaki nasi rodzice traktowali siebie samych, staje się naszą wewnętrzną mapą, którą kierujemy się we własnym życiu.
W mojej pracy terapeutycznej dostrzegam pewną zależność. Osobom, które zgłaszają się do mnie po pomoc dosyć łatwo jest opisać większe lub mniejsze zaniedbania ze strony rodziców, czy innych bliskich tj. brak uwagi i zaangażowania, brak czułości, przemoc fizyczną czy emocjonalną, ale najczęściej nie zauważają tego, że nie potrafią kochać samych siebie. Nie zauważają, że źle traktują samych siebie i że to podtrzymuje ich cierpienie i poczucie braku szczęścia w życiu. Można to rozpoznać po sformułowaniach typu: „ja już taki jestem, tak zawsze było, nie zastanawiałem się nad tym, to nic takiego, jak odpuszczę to się załamię itp.” Jeśli rodzic nie zwracał uwagi na uczucia dziecka, ono uczy się, że jego uczucia i uczucia w ogóle są nieważne i uczy się je ignorować. Jeśli rodzic zaniedbywał dziecko fizycznie, ono uczy się, że potrzeby ciała są nieistotne, że można zaniedbywać sen i regularne jedzenie. Jeśli w domu nadrzędną wartością była praca, kosztem odpoczynku, człowiek będzie się przepracowywał i z biegiem czasu zacznie chorować.
Każdy rodzaj leczenia rozpoczyna się od dostrzeżenia własnego bólu. To ból, niezależnie czy będzie to ból fizyczny czy psychiczny, ukierunkowuje nas na siebie samych i na nasze potrzeby, które domagają się zaopiekowania. Jeśli złamię nogę, nie mogę na niej stanąć, gdyż nie pozwala mi na to ból, nie mogę chodzić dopóki noga się nie zrośnie. Jeśli doświadczam odrzucenia, przeżywam bolesne uczucia związane z brakiem miłości i akceptacji. Jeśli zignoruję mój smutek, zablokuję go w ciele, ono z biegiem czasu także zacznie chorować. Ludzie, którzy nie przeżywają żalu związanego ze stratą, chorują na depresję. Jeśli doświadczam cierpienia związanego z brakiem sensu i celu w życiu, to moje cierpienie ukierunkowuje mnie na moje potrzeby duchowe, związane z poszukiwaniem tego celu.
Pierwszym krokiem w pomaganiu innym, którzy przychodzą do mnie ze swoim cierpieniem jest zachęta do zwrócenia uwagi na ból i próba zdefiniowania czego ten ból dotyczy, na jaki brak wskazuje.
Często okazuje się, że człowiek w swoim cierpieniu obchodzi się ze sobą bardzo niedelikatnie, a nawet okrutnie. Zamiast spojrzeć na siebie troskliwym i współczującym wzrokiem, patrzy na siebie z pogardą a nawet z nienawiścią, co tylko pogłębia jego ból i osamotnienie. Dopóki człowiek najpierw nie zauważy, jak źle siebie traktuje i jak bolesne koszty ponosi on i jego bliscy, a następnie dopóki nie podejmie decyzji, żeby lepiej się ze sobą obchodzić, nie znajdzie kresu własnego cierpienia.
Jeśli nie troszczę się o siebie samego, nie będę miał ani siły ani kompetencji, żeby zadbać także o innych. Nie bez przyczyny w samolocie mówi się o tym, żeby matka w razie awarii najpierw założyła maskę tlenową sobie, a następnie dziecku. Jeśli nie zacznie najpierw od siebie, może nie zdążyć pomóc ani sobie ani swojemu dziecku. Jeśli troszczę się o swoje zdrowie i o swoje siły, dużo więcej własnej energii będę mógł zainwestować nie tylko we własny rozwój. Zdrowy, spokojny i radosny więcej zdziałam także w świecie i pomogę innym ludziom.
Dzięki uważnemu i współczującemu spojrzeniu lekarza, czy terapeuty, człowiek potrzebujący może doświadczyć miłości i troski i w ten sposób stopniowo uczyć się jak z uwagą, miłością i troską traktować siebie samego. Często dopiero w relacji z terapeutą, człowiek po raz pierwszy doświadcza pełnej akceptacji i zrozumienia, pełnego przyjęcia go jako osoby, z szacunkiem i bez oceniania.
Dzięki patrzeniu na siebie akceptującymi oczyma terapeuty, można nieczułego krytyka wewnątrz siebie zastąpić troskliwym, mądrym, wrażliwym i kochającym opiekunem. Jeśli sami będziemy potrafili się ukoić i dać sobie wsparcie, będziemy silniejsi, bardziej wolni wewnętrznie, mniej zależni od innych. To nie znaczy, że przestaniemy potrzebować innych ludzi i staniemy się samowystarczalni. To by była iluzja o własnej wszechmocy! To znaczy, że będziemy bardziej dojrzali wewnętrznie, spokojni, zdolni do wykorzystania w pełni własnych możliwości a co za tym idzie szczęśliwsi i bardziej spełnieni. I innym będzie z nami dużo lepiej.
Pytania do samodzielnej pracy:
- W jaki sposób patrzę na
siebie samego/siebie samą?
Czy jest to spojrzenie pełne miłości, troski i współczucia, czy raczej pełne krytyki i niechęci? - Czyimi oczyma patrzę na siebie samego/siebie samą? Od kogo nauczyłem się/nauczyłam się takiego spojrzenia?
- Jaki obraz rodziców/opiekunów noszę w sobie?
- Jakie ważne potrzeby fizyczne i emocjonalne zaniedbuję?
- Jeśli spojrzę na siebie z uwagą, troską i miłością, to jak chcę myśleć o sobie? Jak chcę siebie traktować?
- Czego potrzebuję? Jak chcę się o siebie
zatroszczyć? Od czego chcę zacząć już dziś? (zrób dla
siebie choćby mały krok)
Leave a Reply